Wakacje z jogą prowadzi Renata Szewczyk z Jee Yoga

*Babski* wypad – weekend z jogą

Mam dwie wielkie miłości – jogę i podróże. No dobrze, jedzenie także mieści się na podium. Nie mogłabym sobie wyobrazić lepszego sposobu na spędzenie zimowego weekendu niż wyjazd za miasto z przyjaciółkami, jogą i… warzywami (?) Jakkolwiek to brzmi, jest to prawda i nie zamierzam się z tego ostatniego tłumaczyć!

Żyjemy w takich czasach, że na takie chwile nie ma czasu. No najwyżej damy radę spotkać się z przyjaciółkami na kawę gdzieś pomiędzy pracą a domem. A przecież spędzanie dobrego jakościowo czasu (gapienie się w pudło czy przeglądanie twarzoksiążki się nie liczy), z najbliższymi, z przyjaciółmi czy w ogóle z ludźmi jest bardzo ważne dla naszego zdrowia psychicznego.

TYm bardziej się cieszę, że w końcu nam się udało! Nie zatrzymał nas ani śnieg, ani zaskoczeni przez zimę drogowcy. Duma mnie rozpiera, kiedy sobie pomyślę, że żadna z dziewczyn nie zasnęła w głębokiej relaksacji czyli Jodze Nidrze, od rana śmigały we Flow, a wieczorem karnie rozciągały biodra i barki w Yin Jodze.

Nie samą jogą człowiek żyje więc były też spacery, dłuuugie wieczorne rozmowy o życiu przy kominku (a jakże!) i wegańskie przysmaki własnoręcznie przygotowane przez naszą prywatną ekspertkę od kreatywnego pichcenia.

Zeszyty z przepisami powiększą się o świeże koktajle (zwłaszcza awokado z mlekiem kokosowymi, mniam <3), lniane krakersy, pastę z mięty i zielonego groszu, humus z burakiem czy kiszone warzywa. Niektórzy przeprosili się z siemieniem lnianym przemyconym pośród zmiksowanych owoców, inni ze znienawidzoną od dzieciństwa brukselką zupełnie nieoczekiwanie ukrytą w kiszonce… (!) Po tym wszystkim dochodzę do wniosku, że Ania powinna poprowadzić program „Pimp my Greens”.

Także wygląda na to, że wszelkie dobroci dla ciała, ducha i umysłu zostały zapewnione. Mam nadzieję, że właśnie narodziła się nowa świecka tradycja.