Na to zaskakujące pytanie odpowiem śpiewająco:
https://www.youtube.com/watch?v=J1__dINxiXU
Nie martw się, jeśli jeszcze nie wiesz o co c’mon. Możesz to uznać za chłyt marketingowy, a ja już wyjaśniam skąd ten szalony pomysł, by kontuzje połączyć ze śpiewaną poezją noblisty.
Dawno, dawno temu w Indiach miałam okazję uczyć się medytacji. Mój hinduski nauczyciel instruował mnie, by jak wartownik z wysokiej wieży obserwować swoje myśli. Tak, jak ludzi wjeżdżających i opuszczających miasto. Bardzo spodobało mi się to porównanie, a nasiąknięty zachodnią kulturą umysł natychmiast połączył je z ponadczasowym utworem Boba Dylana.
Obywatelu, zanim zanucisz na jodze Dylana pamiętaj, że:
1. Pierwsze primo, joga to zaawansowana aktywność fizyczna
…a nie tylko relaksacja i buczenie do tybetańskich gongów. Tak jak w każdej aktywności fizycznej możliwe są kontuzje.
Trzeba mieć świadomość ryzyka związanego z nadmiernym wysiłkiem. Szczególnie dla osób, które przez większą część dnia przesiadują przy biurku, by później przesiąść się do samochodu i zawieźć raz w tygodniu szanowną na zajęcia.
Nawet jeśli uprawiasz jakiś sport, chodzisz na siłkę albo biegasz, to jest to zupełnie inny sposób poruszania się i pracy z ciałem. Trzeba sobie dać czas, by się go nauczyć.
Brak wyczucia, brak świadomości, brak odpowiedniej techniki prowadzi do kontuzji. Idziesz na tę jogę, rozciągasz się, naciągasz, czujesz “zakwasy” i myślisz “dobry wycisk”. Ale to nie siłka, żeby sobie dawać wycisk. Potem się okazuje, że boli ciągle w tym samym miejscu, że coś chyba nie halo i nie wiadomo skąd się to wzięło.
2. Drugie primo, joga to nie fitness.
Celem praktyki jogi nie jest zrobienie sobie jędrnego tyłeczka czy płaskiego brzucha, albo bycie lepszym, szybszym i zgrabniejszym. Jogę robi się po to, by uzyskać równowagę.
Żeby takową osiągnąć, musisz być świadoma dlaczego coś robisz, jak to działa na całe Twoje ciało i psyche, i jakie mogą być tego efekty. Świadomość jest niezbędna. Nie dość, że praktyka przyniesie lepsze efekty, to jeszcze uchroni Cię przed kontuzjami.
Skoro to nie konkurs piękności, to Ty nie musisz być najlepsza. Zostaw Ego w szatni.
3. Trzecie primo, Twoje ciało jest unikatowe.
Wszyscy możemy wejść w takiego Wojownika Pierwszego, ale każdy będzie czuł go w innej części ciała i z inną intensywnością. Bo każdy jest inny. Mało tego, każdego dnia będziesz to czuć inaczej!
Nikt inny, włącznie z nauczycielem nie może tego wiedzieć, bo nie jest Tobą. Ja tam przynajmniej nie wiem, gdzie Cię boli jak się pochylasz do przodu. Mogę się domyślać.
A czy boli dobrze, czy źle to już inna sprawa. (Tak, jest takie rozróżnienie. O dobrym i złym bólu napiszę kiedy indziej).
Jako nauczyciel, podpowiem Ci co najwyżej, jakie ustawienia mogą prowadzić do kontuzji, jakie pozwolą Ci lepiej pracować z danymi ograniczeniami, jakie warianty są bezpieczne na różnych etapach praktyki. Ale, to Ty musisz się najpierw dowiedzieć, co się naprawdę dzieje z ciałem w danej asanie i gdzie leżą jego granice.
Osobiście, lubię pytać moich uczniów, gdzie i jak czują daną pozycję i zachęcam ich do dzielenia się spostrzeżeniami. Dzięki temu zwracają uwagę na to, co się dzieje z ich ciałem. Ja z kolei, mam szansę dostosować pozycję lub zaproponować najlepszą opcję dla danego ciała.
4. Czwarte primo, joga to proces doskonalenia.
To, co chcesz tutaj zrobić, to nauczyć się swojego ciała i tego jak z nim postępować, by było zdrowe, silne i giętkie. Jeśli Twoim celem jest jak najszybsze zrobienie szpagatu albo nauczenie się stania na rękach, to pomyliłaś zajęcia.
Większość kontuzji związanych z praktyką jogi rozwija się stopniowo, kiedy świadomie lub nieświadomie, ale systematycznie nadmiernie się rozciągasz i powtarzasz szkodliwe nawyki, by uzyskać założony efekt. Zazwyczaj chodzi o efekt wizualny. Poczułam to na własnej skórze i miałam okazję spotkać kilku nauczycieli jogi z podobnym doświadczeniem. (Głównie chodziło o Ashtangę i kontuzje barków, choć nie chcę oceniać stylu, bo nie o styl się tutaj rozchodzi, tylko o indywidualne Ego).
Bądź jak wartownik w wieży
Przekornie zapodałam kawałek Boba Dylana nie w słynnym wykonaniu Jimmiego Hendrixa, ale w wersji pochodzącej z świetnego serialu Battlestar Galactica. Piosenka dopełnia koncepcje przedstawionej tam historii (polecam wszystkim si-fi geekom).
Generalnie w All along the Watchtower dużo jest symboliki, dwuznaczności i niezwykłej struktury narracyjnej. Na przykład Dylan zabawił się językiem robiąc błąd stylistyczny w tytule i manipulując chronologią zwrotek. Przez to tytuł brzmi jak żart, a ostatnia zwrotka piosenki – jak początek historii, a nie jej koniec. Tak jakby mit zaczynał się ponownie…
W warstwie melodycznej, szarpanie gitarrry (a szarpią nieźle) jakby sugeruje nadchodzący kataklizm.
Taka mała dygresyjka, bo się trochę jaram tym dziełem. A teraz do sedna sprawy…
Zanuć więc Dylana i bierz się do roboty. Kiedy praktykujesz jogę, niech Twój umysł będzie strażnikiem Twojego ciała. Wchodzisz w pozycję, a on zamiast robić wino z koleżkami i hulać, skupia się na swojej robocie. Obserwuje. Ocenia.
Wypatruje, co tam się zmienia na horyzoncie. Cały czas skanuje ciało od stóp do głowy. Widzi i jest przygotowany, gdy nadchodzą kłopoty. Zna się na swojej robocie i jest w stanie rozpoznać je z daleka.
W ten sposób joga staje się aktywną medytacją. Ćwiczysz koncentrację, poznajesz swoje ciało i jesteś w stanie zauważyć nadciągającą burzę… kontuzję czyli.
Zostań więc strażnikiem swojego ciała i nie bierz L4.
Żródła: https://en.wikipedia.org/wiki/All_Along_the_Watchtower