Siedzę po turecku na drewnianej podłodze zadaszonej altany, która służy za salę lekcyjną w Szkole Uzdrowienia i Przebudzenia na Koh Phangan. Dach sali pokrywają liście palmowe a za ściany służy bujna tropikalna roślinność. Moja ławka to mata do jogi a krzesło to miękka poducha na niej.
Prowadzący – drobny Brazylijczyk w białym wdzianku opowiada o technice aktywnej medytacji, której za chwilę wszyscy spróbujemy. Medytacja składa się z czterech stopni, z których dwa pierwsze brzmią co najmniej dziwnie i już wzbudzają we mnie obawę o to, że będę w nich wyglądać niedorzecznie. Bo w pierwszej części mamy potrząsać biodrami… przez 15 minut, a w kolejnej tańczyć, ale nie jak w dyskotece, tylko „dać się ponieść dźwiękom”. Dwie ostatnie wydają się być najprostsze i wzbudzać najmniej kontrowersji – w końcu czy można wyglądać głupio siedząc lub leżąc?
Od razu omiatam wzrokiem otoczenie w poszukiwanie źródeł potencjalnych zagrożeń – gapiów, którzy mogliby zobaczyć jak trzęsę się jak galareta albo „odpływam” w dziwnym układzie tanecznym.
Po mojej lewej ręce brodaty Australijczyk w ciemnych pumpiastych spodniach potrząsa niecierpliwie kolanem i rozgląda się niepewnie na boki, jakby miał co najmniej te same obawy co ja. O niego chyba nie powinnam się martwić. Po prawej Hindus w lnianym kaftanie medytuje w idealnym lotosie. Istna doskonałość i perfekcyjne skupienie na sobie. Wątpię, by zwrócił na mnie uwagę. Za mną młodziutka Filipinka chichra się z dużo starszą Brytyjką, która mogłaby być jej babcią. A nawet moją babcią! Tu czai się zagrożenie. I jeszcze te otwarte ściany – każdy z ulicy może zobaczyć co robimy! A jak prowadzący będzie nas obserwował i jeszcze wytknie mi, co źle zrobiłam?
https://www.instagram.com/p/BZcTO5LHjPi/?taken-by=renata.jeeyoga
Co ludzie powiedzą
Mam nadzieję, że nie wywołają mnie do tablicy. Nigdy tego nie lubiłam. Przecież wszyscy będą się na mnie wtedy patrzeć i może zobaczą to czego nie powinni, a już na pewno jakoś to skomentują.
Tego dowiedziałam się w szkole i na studiach. Zawsze znajdzie się ktoś, kto nie odpuści możliwości dowalenia komuś innemu, dla samej „przyjemności”. Po mojej słynnej prezentacji z angielskiego, która skończyła się po pól minuty… bo powiedziałam dosłownie nic, „nauczyciel” miał przecież prawo skomentować „że nadaję się tylko do garów”. Bo umówmy się, normalny, dorosły człowiek radzi sobie nie tylko z brakiem wsparcia, ale i z nieprzychylnością grupy.
Przecież szkoła jest od tego żeby nas tresować, oceniać i wkładać w szuflady a otoczenie od tego, by mówić nam gdzie jest nasze miejsce, do czego się nadajemy i tego jakie powinnyśmy być.
A powinno być się „normalnym”… whatever that means. Inaczej możesz usłyszeć przez ścianę, jak inne uczestniczki warsztatu coachingowego nabijają się z tego co mówiłaś. Naiwnie zaufałaś i otworzyłaś się przed ludźmi, którzy nie byli tego warci. Twój błąd, trzeba było trzymać gardę.
Lepiej posłuchaj siebie
Siedzę po turecku na drewnianej podłodze sali do ćwiczeń w jednym z mazurskich spa. Przede mną kilkanaście kobiet, z których 95% dziś po raz pierwszy spróbuje ze mną aktywnej medytacji.
Wiem, że cześć z nich, nie otworzy się za pierwszym razem. Wiem, że mimo przygaszonych świateł, słów zachęty i otuchy, prośby o zamknięcie oczu i odcięcie się od świata, wyrzucenie głosów z głowy, będą ukradkiem patrzeć na resztę. Będą też z niepokojem, raz na jakiś czas spoglądać w stronę lustra. Niektóre, mimo prób, usztywnią głowy i kończyny w obawie o to, jak ich ciała zostawione same sobie mogą popłynąć wprowadzając je w zakłopotanie. Część będzie walczyć do końca. Inne poddadzą się i całą praktykę spędzą na rozmyślaniu nad tym co ja powinnam zmienić, by technika stała się dla nich dostępna albo będą przeklinać w duchu tę powaloną hipiskę, która je tu podstępnie zwabiła.
Tylko część odpłynie i będzie to dla nich najlepsza jazda w życiu. Jeśli tylko sobie na to pozwolą, energia poruszy się w ciele i popłynie ku górze – do serca, do głowy, do duszy. Otworzą się klapki w głowie, popłyną łzy i przyjdą wizje rodem z szamańskiego transu. Wyrzucą z głowy obce głosy, które przez lata brały za swoje i choć przez chwilę staną się sobą, tak jak je Pan Bog stworzył. Ich głowy, ramiona, biodra i kończyny będą się wyginać w esy-floresy i przecinać naelektryzowane powietrze. Kiedy muzyka się skończy, a one otworzą oczy okaże się, że mata uciekła im spod stóp a one nie wiedzieć kiedy przewędrowały przez pół sali.
https://www.instagram.com/p/BalQIyuHwzG/?taken-by=renata.jeeyoga
Od mojego pierwszego razu z aktywną medytacją minęły lata. Mimo to, pamiętam jak niekomfortowo się czułam, kiedy zaczynałam. Widzę też, jak dużo ta metoda zmieniła w moim życiu i stosunku do samej siebie. Dzięki niej przełamałam się, by spróbować wielu innych nieprawdopodobnych technik, które raz po raz przełamywały mury i bariery narosłe we mnie przez lata.
Teraz już wiem, że pozbycie się oceniających głosów z głowy, daje wolność i radość nieporównywalną z przyjemnością pochodzącą z akceptacji innych.
Bo kiedy martwisz się co ludzie powiedzą, to rządzi Tobą ego i nigdy się na prawdę nie wyluzujesz. Możesz myśleć, że ego Cię chroni, ale ono dba przede wszystkim o siebie. To przez ego żyjesz w ciągłym strachu – przed porażką, przed oceną, przed utratą kontroli. Tylko czy jest sens bać się czegoś, co jest nieuniknione?
Cokolwiek zrobisz, zawsze znajdzie się ktoś, kto jest lepszy od Ciebie. Zawsze będzie ktoś, kto podda Cię ocenie. Żebyś nie wiem, jak się starała nigdy wszystkich nie zadowolisz. Żebyś nie wiem jak się pilnowała, nie raz powiesz coś niemądrego i zdarzy Ci się wyglądać niekorzystnie. Nie ma szans, by temu zapobiec.
Co robić? Po prostu odpuść i wrzuć na luz.
Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Wiem. Jeśli brakuje Ci wspierającego towarzystwa, to przyjdź na zajęcia albo wybierz się ze mną w podróż. Zawsze też możesz poszukać gdzie indziej:
Zaprawdę powiadam Ci – są ludzie, którzy przyjmą Twoje dziwactwa z otwartymi ramionami. Do zobaczenia!
Autorem zdjęcia Reni jest @nebnomad Pozostałe focie są moje.