Mój stary znajomy wybierał się do Tajlandii i na tę okazję stałam się doradcą ds. organizacji podróży. Zacznijmy od tego, co zabrać ze sobą w podróż trampingową, czyli taką bez biura podróży czy pilota. Chociaż przezorny zawsze ubezpieczony!
Wszystko oczywiście zależy od klimatu, pory roku, czasu i celu podróży. Zanim wyruszyłam w swoją, naczytałam się przewodników, poradników i blogów podróżniczych. Tak powstała lista rzeczy, które warto zabrać na niskobudżetową przygodę w Azji Południowo-Wschodniej. Ponad dwa lata błąkania się po różnych dziwnych miejscach, pozwoliło zweryfikować początkowe wyobrażenia i pomysły na to, co rzeczywiście się przydaje, a co jest jedynie balastem.
Bezpieczeństwo w podróży
W pierwszej kolejności warto pomyśleć o tym, co zapewni bezpieczeństwo nam samym i rzeczom, które ze sobą zabieramy. Zazwyczaj jest to ostatnia rzecz, o której myślimy planując wyjazd. A przecież każda z nich może nam oszczędzić kłopotów, nerwów i pieniędzy.
1. Wewnętrzna kieszeń lub pasek na pieniądze
Szczerze mówiąc, ja swój pasek nosiłam przez pierwsze dwa tygodnie. Może jest to bardziej funkcjonalne w mieście, przy odwiedzaniu atrakcji turystycznych, a nie kiedy temperatura powietrza jest niższa niż 30ºC, nosi się lekkie ciuchy z cienkich materiałów, zalewa potem od samego leżenia i mieszka na rajskiej plaży.
W zamian, wszelkie dokumenty i pieniądze noszę w wewnętrznej kieszeni małego, podręcznego plecaka. Oczywiście nigdy nie spuszczam go z oczu, zawsze noszę go na obu ramionach, na plecach lub z przodu – w zależności od sytuacji, a w noce spędzane w dormitoriach lub na dworcach traktuję go jako poduszkę. Kiedy siedzę przy stoliku lub w busie zaczepiam go szelkami o kolana lub kładę na stopach. Może brzmi to paranoicznie, ale strata paszportu i karty bankomatowej na drugim końcu świata, to nie przelewki.
2. Kłódki do plecaka / walizki / szafki
Jeśli podróżuje się z walizką, to jak najbardziej przydatna rzecz. Jeśli chodzi o plecak, to zależy od tego, jak jest skonstruowany – czy można się do niego dostać inaczej niż przez suwaki. Jeśli tak, to nie ma sensu. Główna komora mojego plecaka zamykana jest na ściągacz, więc nie ma jak go zabezpieczyć. Dobrym rozwiązaniem jest zakładany na plecak pokrowiec przeciwdeszczowy. Może nie chroni on przed kradzieżą całości, ale na pewno utrudnia przegrzebanie plecaka.
Kłódka przyda się na pewno w hostelach, które udostępniają gościom zamykane szafki. Posiadanie własnego zamka jest tańsze (hostele sprzedają kłódki lub wydają je za kaucją) i z pewnością bardziej bezpieczne.
3. Metalowa linka z kłódką
Taką linką można przypiąć bagaż do jakiegoś stałego elementu (kiedy idzie się na poszukiwania toalety czy jedzenia) lub do samego siebie (kiedy łapie się drzemkę w oczekiwaniu na pociąg albo autobus). Takie rozwiązanie znalazłam na jakimś blogu, ale dochodzę do wniosku, że jest ono mocno na wyrost.
Ja osobiście nigdy linki nie użyłam, ale też nigdy nie zostawiam bagażu bez opieki. Jeśli jestem ze znajomymi, bagażu pilnujemy na zmianę. Kiedy podróżuję sama i muszę zostawić bagaż, o przypilnowanie proszę kogoś, kto pracuje w danym miejscu (na dworcu, w barze, sklepie, hostelu). Taki delikwent raczej nie ucieknie z łupem, nigdy nie jest sam i w razie czego, ma się potencjalnych świadków (no chyba, że trafisz na gang dworcowych złodziei bagażu).
Poza tym, zawsze zostawiam tylko duży plecak, w którym mam ciuchy, apteczkę i kosmetyki, ale nic cennego. Wszystkie cenne rzeczy noszę w podręcznym plecaku, którego pilnuję jak oka w głowie.
4. Gaz pieprzowy i gwizdek
Kolejny pomysł blogerów, który wzięłam sobie do serca. Miały odstraszać małpy i zbójów. W moim przypadku żadne z nich nie zostały nigdy użyte (odpukać), ale uważam, że dobrze mieć je pod ręką. Szczególnie jeśli podróżuje się samemu i lubi robić nocne zdjęcia, łazić po dżungli, albo w rejonach opanowanych przez gangi dzikich psów. (Nie żartuję).
5. Latarka czołówka
Niezbędna na wieczorne spacery po plaży, przedzieranie się nocą do domku w dżungli, do szukania rzeczy w ciemnym dormitorium czy podziwiania jaskiń i nietoperzy je zamieszkujących.
Trzeba pamiętać, że w rejonach bliższych równikowi, przez okrągły rok zmrok zapada między godziną 18 a 19. Tajowie są bardzo zdziwieni, kiedy uświadamiam ich, że latem w Polsce słońce zachodzi nawet o 21, a zimą o 16.
6. Etui na karty zbliżeniowe
Szczerze mówiąc nie wiem nawet, czy działają. Ja z zasady nie używam kart zbliżeniowych i mam o jeden problem mniej.
Jeśli jesteśmy już przy pieniądzach, to ponoć dobrze mieć karty różnych operatorów, ponieważ w różnych miejscach honorują tylko jeden rodzaj – Visa lub MasterCard, a z AmExem może być problem wszędzie. Ja osobiście zostałam jedynie z MasterCard i nie mam większych problemów.
Ważne aby karta miała włączony pasek magnetyczny, bo niektóre bankomaty w Azji nie czytają jeszcze chipów. Poza tym, warto ustalić limity wypłat, a ja dodatkowo, nie trzymam żadnych środków na koncie z kartą, tylko w razie potrzeby przelewam kasę z konta, do którego karty nie wzięłam. Czasem nastręcza to trudności, ale lepsze to, niż ogołocone konto.
W wielu miejscach, zwłaszcza w miastach, atrakcjach turystycznych, restauracjach czy resortach, można płacić kartą. W hostelach, na marketach i garkuchniach już nie, więc gotówka jest niezbędna.
Przy wypłacie z bankomatu trzeba pamiętać o ograniczeniach jednorazowej transakcji (w Laosie nawet mniej niż 1.000 PLN, w innych krajach do około 2.000 PLN) i liczyć się z opłatą dla jego operatora (każdorazowo od 150 do 180 B), prowizją za przewalutowanie (w przypadku MasterCard najczęściej po kursie operatora, w przypadku Visa po kursie banku) i opłatą za wypłatę dla naszego banku.
Oczywiście dochodzą jeszcze różnice kursowe. Warto poczytać regulamin karty, choć na dłuższą metę nie można mieć gwarancji, że się on nie zmieni. W moim przypadku, BZ WBK, w którym otworzyłam konto specjalnie z myślą o tej podróży, bo oferował darmowe wypłaty z bankomatu i brak prowizji za przewalutowanie. W drugim miesiącu podróży bank zmienił zasady i tym samym, przy jednorazowej wypłacie kwoty równowartości 1.500 PLN, opłaty sięgają 40 PLN. Rozbój w biały dzień.
7. Gotówka
Przy krótkim wyjeździe lub chociaż na początek podróży, dobrym rozwiązaniem jest zabranie ze sobą gotówki. Lokalną walutę opłaca się kupować na miejscu, a najlepszą walutą do zabrania będą dolary amerykańskie. Zdarzyło mi się je nawet wymienić w agencji turystycznej w niedzielny poranek, kiedy wszystkie kantory i banki były zamknięte.
Im wyższy nominał, tym lepszy kurs kupna, więc kilka banknotów studolarowych wymienianych po drodze, jest dobrym sposobem na przewożenie gotówki. Ponadto, w niektórych miejscach w Laosie i Tajlandii, i wszędzie w Kambodży, można płacić dolarami. Riel kambodżański jest tak niestabilny, że używany jest tylko do wydawania reszty mniejszej niż jeden dolar. Dolarami można płacić w Kambodży wszędzie, na wózkach z jedzeniem, w hostelach, a nawet na poczcie i w centrach handlowych. Nawet przy płatności rielami, resztę wydają w dolarach, także tutaj przydadzą się małe nominały.
Dobrze też jest mieć ukryte 100 USD „na czarną godzinę”.
8. Notes z danymi kontaktowymi i elektroniczna wersja na mailu
Wyobraźcie sobie, że kradną wam cały bagaż włącznie z telefonem, w którym macie kontakty do rodziny, znajomych i ambasad. Jesteście sami na końcu świata i nie macie nawet jak zadzwonić do rodziny. Takie zestawienie może uratować wam podróż, a może i życie.
Nie będę tutaj smęcić o zdrowym rozsądku, bo szczerze mówiąc sama go nie uprawiam. Pamiętajcie tylko, że wypadki chodzą po ludziach wszędzie. Na wakacjach tyż!
A najlepiej to jedźcie z fajnymi ludźmi, czyli na przykład ze mną! Sprawdźcie moje najbliższe wyjazdy z jogą i nie tylko!
Peace!
Zdjęcie w nagłówku pochodzi z serwisu freepik.com.