Sekretne życie drzew. Jeśli jesteś weganinem, radzę Ci nie czytać tej książki!

Sekretne życie drzew. Jeśli jesteś *weganinem*, radzę Ci nie czytać tej książki!

Czy zdarza się Wam, że książka Was woła? Ja zatrzymywałam się przy tej ze trzy razy w ciągu jednego miesiąca. Wchodzę do księgarni, przechodzę koło regału i jakoś tak mi wpada w oko. Przeglądam, odkładam, idę dalej, zapominam… i tak od nowa. W końcu uznałam, że się nie wywinę. Przytuliłam, zabrałam do domu i czytam. Czytam, czytam i mina mi rzednie, bo z każdym zdaniem wpadam w większą rozpacz…

No nie! I co ja teraz będę jeść?!

Nie jem mięsa z różnych powodów. Jak to się zaczęło, już sama nie pamiętam. Z różnych też powodów kilkukrotnie do mięsa wracałam, a ostateczne zerwanie nastąpiło, gdy na serio zabrałam się za jogę. Inne produkty pochodzące od zwierząt, okresowo pojawiają się jeszcze w moim życiu, ale wynika to raczej z mojej lenistwa i niechęci to sprawiania problemów w gościach.

Tak czy inaczej, dzięki tym powrotom, widzę jaki wpływ na moje ciało i umysł ma jedzenie mięsa… Bez wchodzenia w szczegóły powiem, że nie czuję się po nim dobrze energetycznie, więc nie jest trudno mi z niego rezygnować.

W mojej świadomości proste, czyste, nieprzetworzone, roślinne jedzenie jest pokarmem o wysokiej wibracji, czyli dobrą energią, która oczyszcza i żywi moje ciało, umysł i duszę. Wcinając sałatę nie przyczyniam się do cierpienia zwierząt, więc jestem bliżej Jasnej strony Mocy, czyli Jedi… o czym możesz przeczytać tu:

Gwiezdne Wojny a joga – trzy kolejne punkty wspólne *Joginów i Jedi*

I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie jeden taki Pan Leśnik i jego książka, w której jak pisze, „chce zburzyć granice między zwierzętami a roślinami”

I bardzo dobrze mu poszło, bo Sekretne życie drzew sprawiło, że zaczęłam się zastanawiać, czy dałabym radę odżywiać się światłem… Nie nie dałabym. Przynajmniej nie w tym życiu.

Peter Wohlleben, swoją drogą, cóż za piękne nazwisko – Wohlleben znaczy dosłownie dobre życie! Z takim dobrym słowem na życie, pewnie nie trudno uczynić je dobrym. Co innego taki Szewczyk, gdzie od razu widać, że ludzie będą Ci włazić w życie z butami…

Anyways, Pan z Pięknym Nazwiskiem i Życiem z czułością, wiedzą i fascynacją opowiada o drzewach, ich codzienności, miłościach i dramatach, opisuje świat niczym z Avatara. Drzewa, ale i inne organizmy leśne opisane są tu jako istoty bardzo skomplikowane, czujące i rozumne.

Okej, to jeszcze nie jest wielkie odkrycie. Kto miał okazję praktykować jogę na łonie natury lub przytulać drzewa, wie o jakim połączeniu mówię. Książka opisuje jednak organizmy zdolne do uczuć, emocji czy zapamiętywania!  Mało tego, przekonuje że możliwy jest kontakt z tym odległym od nas gatunkiem… To postawienie roślin na równi ze zwierzętami.

I co ma teraz zrobić taka weganka?!

https://www.instagram.com/p/BXPfpDmHrTT/?taken-by=renata.jeeyoga

Sekretne życie drzew, czyli przebudzenie magii

Już sama okładka książki przytłacza. Przedstawione na niej drzewo jest silne, dumne, trochę straszne. Przypomina bardziej Weirwood z Gry o Tron, niż rachityczne okazy miejskiej zieleni. Potężne konary pochłaniają litery tytułu książki. Ten obraz niesie ze sobą wiadomość – starożytna, zapomniana wiedza zaczyna na powrót wypływać. Rodzi się magia, natura przechodzi do kontrataku. Niedługo przyjdą White Walkers… pierwszy śnieg w Warszawie już mamy.

Człowiek niewątpliwie króluje nad innymi gatunkami, choć głównie w zachłanności, braku szacunku i pokory. Drzewa są na ziemi od jakiś 370 milionów lat. Mimo, że od dziecka uczy się nas, że są żywymi organizmami, to dalej traktujemy je jak rzeczy. Podobnie zresztą jak zwierzęta.

Sekretne życie drzew nie odkrywa więc niczego nowego, ale przypomina i pokazuje jak ważne są dla nas inne organizmy. I nie chodzi tutaj o wyświechtany argument tlenu. Ich rola w naszym życiu jest daleko ważniejsza niż możemy to sobie wyobrazić – od najprostszych rzeczy, jak ochrona samochodu przed szronem, przez wpływ na populację ryb w morzach, aż po produkcję chmur i dystrybucję wody wgłąb lądu. Takich rzeczy dowiedziałam się z książki popularnonaukowej, a nie na lekcjach biologii.

Wegańskie Ego – przyganiał kocioł garnkowi

W filozofii Jogi każda materia we wszechświecie powstaje z substancji stworzenia zwanej Prakriti – natury, energii, materii i świadomości. Ego tworzy iluzję odrębności.

Granice są jedynie w naszych głowach, bo w rzeczywistości nigdy ich nie było. Jeśli rośliny cierpią tak samo jak zwierzęta, to weganie oskarżający mięsożerców o bestialstwo nie dość, że karmią się fałszywym poczuciem wyższości, to jeszcze dopuszczają się istnej rzezi.

Niestety nasze ciała, funkcjonujące w trzecim wymiarze i zbudowane są w ten sposób, że potrzebują substancji organicznych innych organizmów. Wygląda na to, że o ile nie jesteśmy na takim poziomie świadomości, by odżywiać się Praną, wszyscy przyczyniamy się do czyjegoś cierpienia.

Jedyne co mi w tej chwili przychodzi do głowy, to niezależnie od tego co jemy i z czego zrobione są nasze buty praktyka jogińskiego APARIGRAHA.

Ostatnia z yam to przykazanie:

nie bierz więcej niż potrzeba…

Nawet jak jesteś weganinem, frutarianinem, czy też innym światłym człowiekiem. Peace Om Shatni!

 

P.S. Zdjęcie mordercy kapusty zrobił @nebnomad