W Azji dzieciaki nie płaczą. Do takiego wniosku doszłam, jadąc pociągiem z Londynu do Ipswich i słuchając zanoszącego się płaczem chłopczyka. Dzieciak wsadził gdzieś bilet i wpadł w taką historię, że matka uspokaja go od pół godziny.
Głowa mi pęka, ale myślę sobie, że nie powinnam ich tak jednoznacznie oceniać. Może chłopiec ma ADHD, zespół niespokojnych nóg, dysleksję albo jest bardzo wrażliwy… czyli choróbska współczesnej cywilizacji, bo wygląda na to, że histeria i te wszystkie „nadpobudliwości” to są choroby cywilizacyjne.
W wielu miejscach w Tajlandii, Laosie i Kambodży zaskakuje to, że kobiety zabierają dzieci do pracy. Kupując bilet na autobus w Kanchanaburi można potknąć się o koszyk ze śpiącym niemowlakiem albo zabawkę większego brzdąca. W Chiang Mai dzieciaki kręcą się dookoła straganów, siedzą grzecznie na rękach rodziców, albo pomagają im jak tylko są na tyle duże, by to robić i nie siedzą właśnie w szkole. W żadnym z tych miejsc nie widziałam scenek rodzajowych z pociągu do Ipswich. Jeśli słyszy się płaczące dziecko to jest to najwyżej trzylatek, który się potknął.
Kto bogatemu zabroni?
Jeśli jesteście w posiadaniu komputera, telefonu, aparatu, starego samochodu, kilku markowych ciuchów i niewielkich oszczędności, czyli macie majątek o wartości UWAGA! 13 tys. złotych, to jesteście w 1% ludzkości i możecie czuć się krezusami. W takim Laosie większość ludzi nigdy nawet tyle mieć nie będzie… a dzieci im nie płaczą. Matki A przynajmniej nie marudzą i nie histeryzują.
Nie zamierzam tutaj gloryfikować biedy i pracy dzieci (choć przez cały czas mowa tu tylko o pracach domowych, które po prostu przygotowują dzieci do obowiązków w dorosłym życiu). Ale zastanówmy się nad tym przez chwilkę… że nie mają „dzieciństwa”? Czyżby? Spędzają dużo czasu z rodziną a nie opiekunką. Uczą się życia, umiejętności potrzebnych na co dzień. Mają „skilla” nie tylko w zdobywaniu punktów na testach, kolejnych poziomów na konsolach do gier, czy obsłudze smartphone’a. Generalnie mają więcej szacunku do starszych, niż jakiekolwiek dziecko, z którym miałam do czynienia w Europie. Nie widziałam też scenek rodem z polskiego supermarketu, gdzie dziecko wiesza się na koszyku i wyje w niebogłosy, bo mama nie chce mu czegoś kupić.
Dzieciaki z charakterem
Kiedy rozmawiam z moimi rówieśnikami, których dzieciństwo przypada na koniec lat 80-tych, czyli teleranek, samodzielne wyprawy na rowerach Salto na koniec ulicy, uciechę z cukierków kukułek, zabawy bez nadzoru rodziców i opiekunek czujemy, że jesteśmy wychowani inaczej. Skarżenie się, marudzenie i jęki, to był największy obciach i później życia na dzielni nie było.
Na bunt można było sobie pozwolić w domu, ale w szkole trzeba się było zachowywać! Każdy pamięta jakiegoś łobuza, który ciągle coś broił. Jednak przypadki histerii, czy przejawy wyjątkowego braku szacunku wobec dorosłych były sporadyczne. Problemy zaczynały się w wieku dojrzewania.
Dziś idę na zajęcia z grupą 6-10 lat, gdzie ośmioletni chłopiec jęczy mi przez pół zajęć, że nie będzie podnosić rąk do góry, bo to niewygodne i się męczy i generalnie to to boli i on jest praktycznie bliski śmierci… Inna dziewczynka musi, po prostu musi być we wszystkim pierwsza i najlepsza i każda zabawa musi się zaczynać od niej. Jedno i drugie nie wstydzi się wielokrotnie tego powtarzać przy KAŻDYM ćwiczeniu.
Oczywiście osoby pracujące z dziećmi mają różne sposoby na takie ananaski. Są to sposoby dość „płytkie, a nawet podstępne”, jak usłyszałam od jednej „świadomej” matki na pewnym szkoleniu z pozytywnej komunikacji z dzieckiem. Drodzy rodzice pamiętajcie proszę, że zadaniem nauczycieli, pedagogów, czy opiekunek jest przekazać dzieciom wiedzę i umiejętności, lub zająć fajnie czas, a nie prowadzić głębokie i szczere rozmowy o tym co jest dobre, złe, czyli wychowywać.
Mając porównanie zastanawiam się, dlaczego nic takiego nie przydarzyło mi się z tajskimi dzieciakami? Przecież dzieci wszędzie, na całym świecie, są takie same. To rodzice są inni.
Nie ma niegrzecznych dzieci, a co z rodzicami?
Odkąd pracuję z dziećmi, mam okazję przekonać się jak wiele wynosi się z domu i z kultury, w której się dorasta. Oczywiście w szkole, czy innych zajęciach dzieci widzą też inne wzory zachowań, ale podstawy i stosunek do świata, do dorosłych i innych dzieci wynoszą z domu.
Kochani rodzice, spoczywa na Was ogromna odpowiedzialność. Wasze dzieci to najcenniejszy, najbardziej długoterminowy i jednocześnie ryzykowny projekt w całym Waszym życiu. To Wasza najlepsza wizytówka.
Dlatego nic nie powinno być ważniejsze od nauczenia ich tego jak odróżniać rzeczy ważne, od tych nad którymi nie warto płakać, tych o które warto walczyć, od tych błahych. Od Was dzieci muszę się dowiedzieć, że nie zawsze będzie tak jak się tego chce, że czasami trzeba się wysilić i że każdy wysiłek się opłaca.
Wtedy przyjdą do mnie na jogę i przez te 45 minut wycisną ze mnie ile się da, ale z pożytkiem dla nas wszystkich a nie tylko po to, by wyssać ze mnie energię.
Bo ja to w sumie to bardzo lubię te moje jogowe dzieciaki, nawet jak czasami marudzą, wymądrzają się albo obrażają.
I jeśli tylko zechcą, to ja im całe serce oddam i zaserwuję zestaw najlepszych technik, które pomogą im w nauce, w życiu i w utrzymaniu najlepszego zdrowia. Wszystko co wiem i mogę je nauczyć, żeby były szczęśliwe.
Namaste!