Podekscytowana, bo już wyczuwam zapach przygody i trochę przestraszona, bo już bezrobotna i bezdomna. Z wiru pracy i przygotowań, wpadam wprost w tryb wyczekiwania. Siedzę na walizkach u przyjaciółki i czekam na TEN dzień, w którym zacznę swoją podróż.
W tej miłej, ale i nerwowej atmosferze, trudno się skupić na czymkolwiek. Po głowie kołaczą się sprzeczne myśli, wątpliwości. Serce miota się między radością i żądzą przygód, a nostalgią za porzucanym życiem. Przychodzi jednak wybawienie – przyjaciele na pożegnanie obdarowali mnie książką Mai Sontag.
Co w trawie piszczy w krainie Majubaju
„Majubaju, czyli żyrafy wychodzą z szafy„ to relacja przeuroczej, szalonej trzydziestolatki z jej przeszło półtorarocznej podróży dookoła świata. Znajdziemy tutaj kilkustronnicowe rozdziały z historyjkami z podróży chronologicznie opisujące przygody autorki – od Ameryki Południowej, przez Azję, po Nową Zelandię.
Jest o zwykłych i niezwykłych przypadkach, tych miłych i śmiesznych, ale i tych mniej zabawnych
- o zmaganiach nietuzinkowej osobowości z zaskakującymi sytuacjami
- o odwadze
- o spełnianiu marzeń (to co tygryski lubią najbardziej)
- o niezbyt wytartych ścieżkach
- i o małych rzeczach dziejących się w cieniu wielkich atrakcji turystycznych
- o lokalsach i ich stosunku do białasów
- no i o długoterminowym, dalekodystansowym podróżowaniu i życiu innym niż to, które większość z nas zna.
Trzeba jednak przyznać, że choć Maja uchyla przed nami drzwi, to do lokalsowego domu już nas nie zaprosi. Przez niektóre wątki przechodzi pobieżnie przez co można mieć niedosyt. Ale to nic! Bo i tak książka wciąga, jest napisana lekko, żywo i z humorem, w tym autoironią i dystansem do własnej osoby (czego ja osobiście szukam w ludziach i przez co Maja przypada mi do gustu).
Ma się wrażenie, że siedzi się na kanapie ze znajomymi, a Maja opowiada anegdotki. Bez nadęcia, egzaltacji czy oceniania. Tak po prostu, po ludzku, po przyjacielsku. Akcja toczy się wartko, chociaż pod koniec może trochę nużyć. Może to przejaw stanu ducha autorki? w końcu rok w drodze, to nie przelewki.
Książka na ciszę przed podróżniczą burzą
Jeśli spodziewacie się przewodnika lub poradnika, to się rozczarujecie. Szukacie inspiracji? Będziecie zachwyceni.
Marzycie o podróżach i chcecie namówić kogoś na wspólną włóczęgę? Ta książka to istny koń trojański. Dosłownie zaraża duchem przygody. Mimo ciężaru (prawie 500 stron) ciągnęłam ją ze sobą do Azji i skończyłam w pierwszym tygodniu, by później przekazać ją mojej towarzyszce podróży. Ta, choć jak sama twierdzi nie jest fanką książek, tę pochłonęła.
Poszukiwacze skarbów hej!
Majubaju zbyt późno wpada w moje ręce, by zainspirować mnie do samej decyzji o podróży. Chcąc się podzielić i obdarować innych jej pozytywnym wpływem, zostawiłam tę broń masowego rażenia optymizmem wraz z dedykacją w hostelu Sabaydy 2 w Pakse w Laosie. Mam nadzieję, że jakiś rodak ją tam znajdzie, zabierze ze sobą w podróż i zostawi w innym zakątku świata, by tam dosięgnęła innych polskich szwendaczy.
Jeśli ją znajdziecie, dajcie znać!
P.S. Okazuje się, że zupełnie nieświadomie wspieram akcję „Książka w podróży”. Zabierajcie polskie książki w świat!